Wszy przeżyły z ludźmi wszystkie ludzkie epidemie – przeżyją i COVID-19. Zdalna szkoła kiedyś się skończy. Stęsknione dzieci będą się witać, szeptać na ucho tajemnice i przytulać za wszystkie czasy. Wszy – których ewidentnie teraz jest mniej – wrócą szybciej niż byśmy tego chcieli.

Co więc zrobić, żeby uchronić przed wszawicą nasze dzieci? Jak wykorzystać czas dystansowania społecznego do ograniczenia występowania wszawicy?

Po pierwsze – jeszcze przed pierwszym dzwonkiem porządnie sprawdzamy włosy.

Porządnie. Najlepiej i najszybciej można to zrobić przeczesując wilgotne włosy gęstym, metalowym grzebieniem, i patrząc, co na nim zostało. Ta metoda jest bardziej skuteczna niż przeglądanie suchych włosów, pozwala odkryć również wczesne stadia wszawicy, które zazwyczaj zupełnie nie swędzą. Tutaj znajdziesz film instruktażowy, jak to poprawnie zrobić.  Jeśli wolimy włosy oglądać – robimy to w dobrym świetle, na spokojnie, pasmo po paśmie. A jak ktoś nie ma dobrego wzroku – to w okularach lub z lupą. Przeczesujemy lub przeglądamy całą głowę, ale szczególnie miejsca za uszami i na karku – tam najczęściej znajdujemy gnidy, czyli wszowe jajka.

Po drugie – KONIECZNIE – ciasno spinamy włosy!

I to już pierwszego dnia – no bo kiedy jest najwięcej powitań, kontaktów, uścisków, wspólnego oglądania filmów w telefonie. A na takie okazje właśnie czekają wszy, żeby ruszyć na podbój nowych głów! Im fryzura jest ciaśniejsza, im włosy bardziej z tyłu głowy i na jej czubku, tym wszom trudniej na taką głowę się dostać.

Po trzecie – przed wyjściem do szkoły używamy profilaktycznych preparatów zapachowych.

Gumek albo psikaczy. Nie dają 100% gwarancji, ale nie mamy lepszego sposobu na uchronienie się przed zarażeniem. Działają na podobnej zasadzie jak spraye na komary, no bo przecież wszy to również owady, tyle że bezskrzydłe. Na rynku dostępnych jest coraz więcej preparatów profilaktycznych, z pewnością uda się dobrać taki, którego zapach odpowiada naszemu dziecku. Co ważne – to nie są te same preparaty, których używamy do zwalczania wszawicy! Preparatów do zwalczania wszy nie należy stosować profilaktycznie!

Po czwarte – prosimy szkołę o zorganizowanie przeglądu głów na samym początku stacjonarnej nauki.

Jeśli dzieci nie spotykały się ze sobą to podczas zdalnej szkoły rozprzestrzenianie wszawicy zostało ograniczone, ale jeśli na którejś głowie wszy już były, to od siedzenia przed komputerem nie zniknęły. Jeśli nie zostały zwalczone, po dłuższym czasie izolacji kolonia mogła się mocno rozrosnąć. Pamiętajmy, że jedna wesz składa kilkaset gnid, więc nieleczona wszawica rozwija się bardzo szybko. W przypadku zaawansowanego stadium wszy mają sporo determinacji do poszukiwania nowych głów, bo jest im jakby ciasno. A tym samym wszawica błyskawicznie może roznieść się po całej klasie. Tak więc zorganizowanie przeglądu całej klasy / szkoły przy powrocie dzieci może przed takim scenariuszem nas uchronić. Jeśli Twoja szkoła jest w Warszawie, Poznaniu, Krakowie albo Wrocławiu – nasze pielęgniarki mogą przyjechac na taki przegląd!

Po piąte – i chyba najważniejsze – pogódźmy się z tym, że pomimo wszystko naszemu dziecku wszy mogą się zdarzyć.

Wszawica niesłusznie kojarzy się z brakiem higieny i zaniedbaniami. Wszy odzieżowe w istocie brały się z niezmienianej odzieży, ale wszy głowowe nie mają z higieną żadnego związku. Wszy są wszędzie tam, gdzie są dzieci. Nie ma znaczenia, czy szkoła jest duża czy mała, prywatna czy publiczna, elitarna czy zwyczajna – wszy chodzą z dziećmi do wszystkich szkół! Otwarte mówienie o tym problemie, informowanie placówki i pozostałych rodziców o każdym przypadku wszawicy tylko ułatwia walkę – bo walka z wszami to sport zespołowy.

Trzymamy kciuki za wygraną walkę z wszami!